Zgrabna playlista z lepszymi i gorszymi momentami. Nic powalającego, ale nie budzi zażenowania, a to już coś. Od witch house’u po vaporwave (jaram się, że istnieje takie fajne słówko dla takiego fajnego zjawiska).
Dałam jej szansę, nie żałuję, może wrócę.
Reklamy